poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Kalifornia w opałach: płonące wzgórza Los Angeles

Jak to jest zobaczyć na własne oczy wydarzenia o których mówi się w telewizji? Jeśli chodzi o pozytywne wydarzenia i miejsca będące tematem mediów, warto wcisnąć to do gardła znajomym na portalach społecznościowych szpanując "gdzie to ja nie byłem i czego to ja nie widziałem" (wszystko to popierając tonami zdjęć ku ich zazdrości). Natura ludzka jest wręcz fascynująca: mogę trąbić wszystkim, że kąpałem się w krystalicznie czystym morzu na końcu świata, ale o tym, że urąbała mnie w nim meduza lepiej żeby nikt nie wiedział . Przeciętny człowiek chce, aby ludzie mu zazdrościli, a nie cieszyli się, że zapłacił ciężki sos za oglądanie nieprzyjemnych dla oka rzeczy. My przeciętniakami nie jesteśmy i właśnie dlatego pokażemy Wam drugie oblicze kalifornijskich krajobrazów!

(Fot. KS)


GDZIE ŹLE TAM I (CZASAMI) MY
W świecie podróży panuje jedna zasada: jesteś zbyt wygodnicki i wrażliwy, to siedź w domu! Podróże potrafią być nieprzewidywalne. Nigdy nie wiesz, co możesz zastać w miejscu będącym Twoją wakacyjną metą. I choć ogólnie wyznajemy zasadę "Podróżuj tak, abyś czuł się dobrze" to z autopsji wiemy, że nie zawsze można uniknąć problemów i wyeliminować nieprzyjemne sytuacje (przeżyłyśmy już między innymi 2 amerykańskie huragany, sklonowanie karty kredytowej czy też pchanie chińskiej taxi wiozącej nas na lotnisko). Czasami po prostu nie da się uniknąć pewnych sytuacji i już. Płonące wzgórza Los Angeles są tego kolejnym przykładem.

(Fot. KS)


KALIFORNIA W OPAŁACH
Każdego roku zza oceanu, z punktualnością zegarowej kukułki, docierają do nas informacje o płonących wzgórzach Los Angeles. Krytyczny okres to koniec lipca/sierpień, a wśród głównych przyczyn znajdują się wysokie temperatury, wiatr oraz ludzka głupota. Szczerze mówiąc, podróżując po świecie stawałyśmy w obliczu o wiele wyższych temperatur od tych panujących w Kalifornii. Dlaczego więc co roku kalifornijskie wzgórza trawione są przez pożary? Dzieje się tak zapewne za sprawą charakterystycznego, wietrznego klimatu, który im sprzyja. Trochę gorąca, garść wiatru i szczypta ludzkiej głupoty objawiająca się nieostrożnością i/lub żartami - idealny przepis na podsycanie ognia, skutkujący tym co widzimy w TV.

(Fot. KS)


(Fot. KS)



Silny wiatr niosący zapach spalenizny zapiera dech (Fot. KS)


SOS, PALI SIĘ!
Żeby zobaczyć kalifornijskie piekło wystarczy wyjechać na przedmieścia Los Angeles. Nigdy nie sądziłyśmy, że zobaczymy to na własne oczy. Wszędzie aż roi się od patroli i straży pożarnej.

(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


Pozamykane drogi bez możliwości dotarcia w żądane miejsce są normalką.

(Fot. KS)


Kalifornijskie wzgórza przeistaczają się wtedy w pogorzelisko pełne spalonej roślinności. Roślinności, która już przed pożarami nie należała do najpiękniejszych. Nad charakterystycznymi wzgórzami otaczającymi Los Angeles można zauważyć niezliczoną ilość helikopterów zrzucających czerwony proszek gaśniczy.

(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


Cała akcja nie należy do najmilszych widoków. Przez przypadek byłyśmy świadkami nieprzyjemnych i trwożących scen. Jak widzicie, podróże to nie tylko wspaniałości, lecz to nie oznacza, że o brzydkich wydarzeniach nie należy mówić. Najgorsze jest jednak to, że w Los Angeles co roku ma miejsce ten sam scenariusz. Taki już ich LOS!




Spodobał Ci się ten wpis? Polub go na Facebooku!