wtorek, 1 listopada 2016

"Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga" - odwiedzamy groby znanych hollywoodzkich gwiazd

Pierwsze dni listopada i związane z nimi święto upamiętniające wszystkich zmarłych inspirują media do publikacji artykułów związanych ze śmiercią, przemijaniem oraz wspomnieniem tych, którzy odeszli. Obserwując rzesze ludzi napływających na cmentarze, oddających hołd swoim bliskim, ciężko jest oderwać się od ponurego nastroju, a chłodna listopadowa aura nam w tym nie pomaga, stając się czynnikiem faworyzującym i potęgującym rozważania nad kruchością ludzkiego istnienia. Śmierć będzie zawsze częścią naszego życia i nie możemy zmienić tego faktu. Co możemy jednak zrobić w dniu dzisiejszym, to przenieść Was wirtualnie z ponurych europejskich miejsc spoczynku na wiecznie słoneczne kalifornijskie cmentarze, będące miejscem pochówku znanych i lubianych hollywoodzkich gwiazd. Gwiazd, które nie świecą już na doczesnym niebie...

(Fot. KS)


"TAM SIĘGAJ, GDZIE WZROK NIE SIĘGA"
Powiedzmy sobie szczerze: to NIE cmentarze przychodzą na myśl przeciętnemu turyście wybierającemu się do Kalifornii. Nie trudno z kolei dziwić się takiemu stanowi rzeczy, gdyż Kalifornia ma do zaoferowania multum innych atrakcji i szkoda byłoby poświęcić swój wakacyjny, nierzadko okrojony czas na zwiedzanie okolicznych cmentarzy . Gdy pojechałyśmy po raz pierwszy do Los Angeles, czułyśmy się jak rozjuszony byk wypuszczony z zagrody, żądny wrażeń i doznań, a jedynym naszym celem było zobaczyć jak największą ilość prestiżowych, kalifornijskich atrakcji turystycznych. Jednak każdy następny pobyt w Mieście Aniołów uświadamiał nas, że nie możemy zatrzymać się na oczywistym i musimy iść dalej, w poszukiwaniu rzeczy ciężko osiągalnych, niekoniecznie będących hitami pierwszych stron katalogów turystycznych.

Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga: w taki oto sposób (wybaczcie czarny humor) trafiłyśmy na cmentarz , a raczej na dwa główne cmentarze położone w okolicy metropolii Los Angeles.

PIERCE BROTHERS WESTWOOD VILLAGE MEMORIAL PARK CEMETERY
Cmentarz położony w pobliżu Los Angeles, wtopiony niepokaźnie w mieszkalną, tętniącą życiem strefę miasta, która na pierwszy rzut oka nie wydaje się gościć miejsc wiecznego spoczynku. Nigdy nie zapomnimy tego miejsca, ze względu na pewne napotkane komplikacje:
Nasza misja cmentarna komplikuje się, gdy po dojechaniu pod adres ustawiony na nawigatorze uświadamiamy sobie, że cmentarza nie ma! Dopiero po trzykrotnym okrążeniu strefy jego domniemanej lokalizacji dochodzimy do wniosku, że najciemniej jest pod latarnią, a cmentarz znajduje się na wyciągnięcie ręki. Problemy z jego odnalezieniem były związane z jego położeniem (wśród innych obiektów), sygnalizowanym wyłącznie za pomocą niepokaźnej tablicy, co z pewnością odbiega od europejskiej koncepcji postrzegania cmentarza.

(Fot. KS)


Po zaparkowaniu samochodu dowiadujemy się, że cmentarz został zamknięty na kilka godzin z powodu prowadzonych prac konserwacyjnych. Rozczarowanie to mało powiedziane, po tym jak spędziłyśmy znaczną ilość czasu w potężnych korkach Los Angeles, aby do niego dojechać! Jednak nie zrażamy się i postanawiamy wrócić następnego dnia.

(Fot. KS)


Przed naszymi oczami prawdziwy, amerykański cmentarz, pełen ciasno wbudowanych w grunt płyt nagrobnych.

(Fot. KS)


Poza zielenią tamtejszych trawników uderza nas brak krzyży, które pojawiają się jedynie na nielicznych nagrobkach.

(Fot. KS)


Kalifornijskie słońce podkreśla naturalną zieleń trawników, czyniąc to miejsce prawdziwą oazą spokoju.

(Fot. KS)


O tym, że amerykańska wyobraźnia nie zna granic, świadczyć mogą choćby bogato zdobione płyty nagrobkowe, pełne dedykacji, poezji oraz cytatów. Takich jak cytat George'a Custera, oficera kawalerii amerykańskiej:

It's not how many times you get knocked down that count, it's how many times you get back up. (Nie liczy się, ile razy upadniesz, liczy się ile razy będziesz w stanie się podnieść).

Przy niektórych grobach znajdują się ławeczki, na których można spocząć i zagłębić się w rozważaniach. Zdumiewającym faktem jest również obecność posągów, jak choćby posągu tego ukochanego pupila nieżyjącego właściciela.

(Fot. KS)


Nagle naszą uwagę przykuwa pewien ekspresywny napis, będący jednocześnie tytułem piosenki:

Diamonds are a girl's best friend (Diamenty są najlepszym przyjacielem dziewczyny)

To właśnie w tym momencie przypomina nam się jeden z głównych celów naszej cmentarnej wizyty...

(Fot. KS)


Niecierpliwie rozglądamy się po cmentarzu, w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Rozdzielamy się w nadziei szybszego odnalezienia prawdziwej Perły tego cmentarza. Przemierzamy długie aleje i odchodzące od nich mniejsze alejki...

(Fot. KS)


Czytamy prawie każdy nagrobkowy napis...

(Fot. KS)


Nagle z oddali zauważamy młodą kobietę, fotografującą się na tle płyty nagrobkowej. W tym momencie uświadamiamy sobie, że nasze poszukiwania dobiegły końca. Podążamy niecierpliwym krokiem w tamtym kierunku. Patrzymy na marmurową ławkę z dedykacją. Obecność grobu wielkiej damy Hollywood jest niezaprzeczalna.

"Ku pamięci Marilyn Monroe od jej licznych fanów" (Fot. KS)


Marilyn Monroe (a właściwie Norma Jeane Mortenson Baker Monroe) - kto nie zna tej amerykańskiej gwiazdy lat pięćdziesiątych, najprawdopodobniej zamieszkuje inną planetę . Aktorka, piosenkarka, światowa ikona mody, autorka cytatów, które przeszły do historii. Prawdziwy Diament Hollywood. Nie ma chyba na świecie kobiety, która nie identyfikowałaby się z choćby jedną myślą wypowiedzianą przez Marilyn.

Jeden z naszych ulubionych cytatów Marilyn Monroe



Spoglądamy na miejsce pochówku gwiazdy i stwierdzamy, że czerwonawy kolor płyty nagrobkowej Marilyn, wyróżniający ją spośród innych, sąsiadujących płyt, nie jest kwestią przypadku...

(Fot. KS)


Na płycie widnieją poszminkowe ślady ust wiernych fanek, które w trwały sposób wyróżniły miejsce pochówku gwiazdy.

(Fot. KS)


(Fot. KS)


Biała kartka papieru przytwierdzona do grobu, przypomina o zakazie inwazyjnych zachowań...

Drodzy Odwiedzający grób Marilyn. Jest to miejsce jej wiecznego spoczynku, a NIE tablica. Pozostawianie śladów szminki i pisanie szminką jest brakiem szacunku. Uznawane jest za graffiti i akt wandalizmu. Przynieście kwiaty lub zostawcie pocztówkę, a nie brak szacunku.

(Fot. KS)


Diamenty są najlepszym przyjacielem dziewczyny śpiewała Marilyn w słynnym musicalu "Mężczyźni wolą blondynki". I z pewnością miała rację. Aktorka doskonale wiedziała, co najbardziej uszczęśliwia kobiety. A że sama, podczas biegu swojej kariery, stała się oszlifowanym diamentem, to już inna sprawa...

Żegnamy się z Marilyn. W związku ze zbliżającą się godziną zamknięcia cmentarza kierujemy się w stronę grobów kolejnych gwiazd kina, zatopionych sąsiednio w intymnym zakątku cmentarza.

(Fot. KS)


Żartobliwy charakter Petera Falka dał o sobie znać nawet po śmierci, o czym może świadczyć napis na jego grobie, zapewniający o jego pobycie NIE pod ziemią, lecz w domu, u boku żony:

I'm not here. I'm home with Shera (Nie ma mnie tutaj. Jestem w domu z Sherą).

Jeśli niewiele Wam mówi imię i nazwisko tego aktora, spójrzcie na poniższe zdjęcie:

Peter Falk


Tak, to on: odziany w znoszony, beżowy prochowiec, nierozstający się z cygarem, znany i lubiany przez polskich widzów, legendarny porucznik Columbo. Kto by pomyślał, że ten aktor o charakterystycznym spojrzeniu może stać się idolem, rozpoznawanym przez cały świat. Lecz początki jego kariery nie były tak łatwe, jak mogłoby się wydawać, a zaistnienie w świecie kina było dla młodego Falka barierą trudną do pokonania. W wieku trzech lat, w wyniku złośliwego nowotworu, aktor został poddany usunięciu prawego oka i wszczepieniu protezy ocznej, co przyczyniło się do stworzenia oryginalnego wizerunku i stało się jego znakiem rozpoznawczym. Zanim jednak tak się stało, młody Falk musiał zmagać się ze złośliwością ludzką, niejednokrotnie będąc dyskryminowanym za swoje "okaleczenie". Podajmy choćby za przykład odrzucenie Falka na jednym z castingów, gdzie reżyser krótko skwitował starania aktora: "Za te same pieniądze mogę mieć aktora z dwojgiem oczu". Stając się symbolem o niegasnącej sławie, Peter Falk pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych i że siła, upór i prawdziwa pasja mogą zdziałać cuda.

Nieopodal grobu Petera Falka odnajdujemy grób kolejnej gwiazdy Hollywoodzkiego kina: Waltera Matthau.

(Fot. KS)


Są takie osoby, których imię i nazwisko niewiele nam mówi, lecz same w sobie są ikonami, a ich znakiem rozpoznawczym pozostaje charakterystyczny wizerunek. Coś w rodzaju przerostu formy nad treścią . Jest to właśnie przypadek Waltera Matthau, którego twarz wyraża więcej, niż tysiąc słów:

Walter Matthau


Laureat Oscara za drugoplanową rolę w filmie Szczęście Harry'ego i zdobywca Złotego Globu za film "Promienni chłopcy". Jego imponująca filmografia pamięta prawdziwe hity lat 90, takie jak: "Dennis rozrabiaka", "JFK", "Dwaj zgryźliwi tetrycy", "Morska przygoda" i "Jeszcze bardziej zgryźliwi tetrycy". Przyznajcie sami, że portret sympatycznego staruszka nie jest Wam obcy .

W refleksyjnej atmosferze opuszczamy cmentarz. To nie koniec naszej cmentarnej przygody. Wiemy, że nazajutrz czeka nas kolejna wizyta, tym razem na grobie idola światowej młodzieży. I może to śmiesznie zabrzmi, lecz nie możemy się doczekać! Zupełnie jakbyśmy miały zobaczyć go żywego...

FOREST LAWN MEMORIAL PARK
Pobudka wczesnym rankiem. Do pokonania ogromny, poranny korek budzącego się do życia Los Angeles. W końcu docieramy na miejsce.

(Fot. KS)


Położony w Glendale, utworzony przez grupę biznesmenów z San Francisco, prywatny cmentarz Forest Lawn Memorial Park, należy do sieci Forest Lawn skupiającej sześć cmentarzy południowej Kalifornii. Wystawna okolica, w której się znajduje, stanowi jedynie przedsmak luksusowego wnętrza cmentarza.

(Fot. KS)


Określany mianem "cmentarza gwiazd", stanowi miejsce pochówku wielu celebrytów światowej sławy. Olbrzymia brama wyznacza początek wiecznie zielonego raju.

(Fot. KS)


Cmentarz posiada powierzchnię 1,2 km², dlatego też poruszanie się po nim bez samochodu jest niemal niemożliwe. Nie możemy w to uwierzyć: przed naszymi oczami rozciąga się typowy, amerykański cmentarz pokazywany w niejednym amerykańskim filmie, gdzie trumna bohatera wieziona jest przez kondukt żałobny na miejsce wiecznego spoczynku. Podzielony na sekcje Forest Lawn dysponuje trzema kaplicami.

(Fot. KS)


(Fot. KS)


Ten otoczony przez kalifornijskie wzgórza cmentarz gości ponad 250 000 grobów, rozmieszczonych na sześciu, skrupulatnie podzielonych obszarach.

(Fot. KS)


Podążamy samochodowym szlakiem cmentarza w całkowitej ciszy, lecz wiemy, że musimy zatrzymać się i rozpocząć poszukiwania. Wysiadamy z samochodu i rozglądamy się wokół siebie. Jedynym pewnikiem jest to, że jesteśmy na cmentarzu, na którym odnalezienie kogokolwiek bez szczegółowych wskazówek jest niczym "Mission impossible" i szukanie igły w stogu siana.

(Fot. KS)


Spokój tego miejsca jest udzielający, wręcz zaraźliwy. Wyrazista zieleń, jakby malowana pędzlem najbardziej uzdolnionego malarza, śpiew ptaków, nieustające słońce - istny raj na ziemi. Ten ziemski eden podbił nasze serca do tego stopnia, że marzenie o pośmiertnym spoczynku w takim miejscu nie jest przesadą!

(Fot. KS)


Postanawiamy rozpocząć poszukiwania w nadziei na znalezienie jakiejś wskazówki. "Kto pyta nie błądzi", jednak kogo zapytać o drogę na niemalże bezludnym cmentarzu?

(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


Czas nagli. Wieczorny lot powrotny do Europy zbliża się wielkimi krokami. Idea wyjazdu z Los Angeles bez zobaczenia JEGO grobu jest jak tortura, jak coś niedopuszczalnego, lecz wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie! Zaczynamy traktować całą akcję jak osobistą porażkę. 

(Fot. KS)


Mijamy groby, nagrobki, pomniki, posągi (których na całym cmentarzu jest około 1500!).

(Fot. KS)


(Fot. KS)


Gubimy się w niezliczonych, cmentarnych labiryntach. Nie opuszcza nas wrażenie, że kręcimy się w kółko.

(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


Przeszukujemy (wręcz skanujemy!) poszczególne sanktuaria.

(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


(Fot. KS)


Nagle pojawia się nadzieja w osobie pracownika cmentarza. Podbiegamy do niego pytając o drogę. Kręci przecząco głową na znak, że cel naszych poszukiwań znajduje się w całkowicie innej sekcji. Widząc desperację w naszych oczach, postanawia zaprowadzić nas do celu. Ryzykuje on jednak nieprzyjemnościami za udzielanie takich informacji, gdyż grób naszego idola znajduje się w niepublicznym miejscu, a jego rodzina bardzo ceni sobie prywatność. Obiecujemy milczeć jak grób . Niecierpliwe, śledzimy samochód pracownika cmentarza. Po chwili docieramy na miejsce. Czujemy się zobowiązane i zostawiamy naszemu wybawcy napiwek, jeszcze raz dziękując mu za oddaną przysługę. Ze WŚCIEKLE bijącym sercem, lecz z nastawieniem pełnym szacunku, idziemy oddać hołd idolowi młodzieży...

(Fot. KS)


Płyta nagrobkowa definiuje właściciela grobu w sposób bardzo zwięzły, lecz to on, tragicznie zmarły Paul Walker, bohater ceniony przez światową młodzież, niezapomniany aktor słynący m.in. z filmu "Szybcy i wściekli".

Paul Walker


Po prostu WALKER. Nie istnieją chyba wielbiciele filmu "Fast and furious", którzy nie znaliby tego przystojnego aktora i producenta filmowego. I choć rola Briana w "Szybkich i wściekłych" przyniosła mu największy rozgłos, to Paul miał na swoim koncie inne filmowe hity takie jak: "Autostrada do nieba", "Chętni na kasę", "Nowe życie" czy "Trefny wóz".

(Fot. KS)


Z perspektywy czasu, niektóre tytuły filmów w jakich zagrał mogą wydawać się ironiczne, biorąc pod uwagę okoliczności w jakich zmarł.

30 listopada 2013 roku Paul Walker, wracając z imprezy charytatywnej, ginie tragicznie w wypadku samochodowym, wraz ze swoim kolegą i kierowcą samochodu Rogerem Rodasem. Siła z jaką sportowy samochód marki Porsche GT rozbija się o dwa drzewa i lampę, nie pozostawia szans na przeżycie. "Trefnym wozem", "Autostradą do nieba", wprost do "Nowego życia"? Nie sposób nie zauważyć ironicznej zbieżności!

(Fot. KS)


Stojąc nad grobem amerykańskiego idola, przytaczamy w myślach wszystkie znane role aktora. To przykre, że zaledwie 40-letni aktor musiał opuścić ten świat...

(Fot. KS)


Dotykamy płyty nagrobkowej Paula, w myślach żegnając się z nim: "Do zobaczenia po drugiej stronie tęczy, Paul". Zupełnie jakby był naszym przyjacielem...W końcu jesteśmy w Mieście Aniołów. Tu wszystko jest możliwe...

(Fot. KS)


BLIŻEJ GWIAZD
Gwiazdy też umierają...gasną. Przebywając w Los Angeles warto pamiętać, że gwiazdy nie depczą nam po piętach, a perspektywa spotkania światowych sław nie zawsze okazuje się możliwa. Odwiedzając okoliczne cmentarze stałyśmy się bogatsze o nowe doświadczenie. I choć nie mogłyśmy stanąć oko w oko z odwiedzonymi gwiazdami, porozmawiać z nimi czy uścisnąć im ręki, to dziękujemy losowi za możliwość stanięcia nad ich grobami, zbliżenia się do nich i oddania im hołdu. Uwierzcie nam...świadomość bycia tak blisko nich, nawet po śmierci, jest nie do opisania, bo oni są wśród nas...zamieszkują nasze serca, podobnie jak nasi bliscy.


Każdego roku Święto Zmarłych nastraja nas negatywnie, przywołując na myśl wspomnienia o naszych bliskich, których nie ma już z nami. Jako gatunek ludzki, przychylamy się zazwyczaj do paradoksu szklanki wody, widząc jedynie szklankę w połowie pustą. A co jeśli to Święto nie powstało po to, aby się smucić, lecz po to, aby z radością wspominać chwile spędzone z naszymi bliskimi zmarłymi?

Zamknijcie oczy i spróbujcie wyciszyć skołatane serce, wsłuchując się w melodię i słowa poniższej piosenki, choć raz zapominając o upływającym czasie i obowiązkach. Bo czas jest ważny, lecz nie fundamentalny. Wspominajcie...

Spróbujcie wyobrazić sobie życie bez odmierzania czasu. Pewnie nie potraficie. Zawsze wiecie, jaki jest miesiąc, rok, dzień tygodnia. A jednak przyroda nigdy nie zwraca uwagi na czas. Ptaki się nie spóźniają. Pies nie patrzy na zegarek. Sarny nie martwią się kolejnymi urodzinami. Tylko człowiek odmierza czas. Tylko człowiek odlicza godziny. I właśnie dlatego jedynie człowiek doświadcza paraliżującego strachu, którego nie zniosłoby żadne inne stworzenie. Strachu przed tym, że zabraknie mu czasu. [Mitch Albom]




Spodobał Ci się ten wpis? Polub go na Facebooku!